Inwestowanie to prosty zarobek
Ceny akcji rosną, a w mediach coraz częściej pojawiają się informacje o tym, ile kto zarobił na giełdzie. W salonach fryzjerskich temat inwestowania powraca co godzinę. Pan Mietek, Złota Rączka, naprawiając wczoraj karnisz, poinformował, że to już ostatnie zlecenie. Rzuca majsterkowanie i od jutra będzie inwestorem.
Wisienką na torcie są natomiast goście zapraszani do TVN CNBC Biznes i Świat. Opowiadają o tym, że w końcu nastała epoka zysków, a rynek będzie od dzisiaj tylko rósł, rósł i rósł. Nic tylko wejść.
To w końcu takie proste. Wystarczy kupić tanio i sprzedać drogo. Na przykład taki PKN Orlen: kolega z pracy sąsiada (pana Marka) kupił w kwietniu 2015 roku 35 akcji za 1950 złotych. W wakacje tego roku sprzedał je za 3990 złotych! Dzisiaj natomiast (powiedzmy… w październiku 2017), te same akcje kosztują aż 4620 złotych! Za trzy lata będą pewnie warte jakieś 9 tysięcy!
Zobaczcie tylko, jaki majątek można zbić na inwestowaniu! Warren Buffet, George Soros – najbogatsi ludzie zajmują się inwestowaniem. Dlaczego więc do nich nie dołączyć?
Inwestor próbuje przechytrzyć rynek
Po krótkim buszowaniu w internecie można wyczytać, że na giełdzie zarabia się średnio 8-12% w skali roku. No, ale ja nie jestem jakimś tam przeciętniakiem! Zarobię więcej! Bez najmniejszych problemów 30-40-50%! Przecież kolega z pracy pana Marka zarobił prawie 100% w 3 lata, to co, ja nie dam rady? Na pewno pójdzie mi lepiej!
Plan jest taki: znajdę akcje, które najwięcej zarabiały, trochę poczytam o tych trendach, wskaźnikach i formacjach. Może nawet kupię jakąś książkę? Na przykład taka „Analiza Techniczna”. Czy może „Inwestuj jak Warren Buffet”? W miesiąc będę gotowy kupować akcje.
Będę kupował gdy będą w dołku i sprzedawał, jak będą na górce. To takie proste, co więc może pójść źle?
Dane nie pozostawiają wątpliwości: rynek przechytrzy inwestora
W ten oto sposób próbuję sobie tłumaczyć, dlaczego dane o (braku) skuteczności inwestorów są takie bezlitosne.
Bez wątpienia, największym błędem, jaki popełnić może inwestor, jest próba znalezienia “najlepszego” momentu zakupu lub sprzedaży. Nikt bowiem nie jest w stanie dokładnie przewidzieć kierunku ruchu cen na rynku. Zawodowi inwestorzy, których miałem okazję poznać, zgodnie mówili, że skuteczność ich prognoz nie przekracza 50%.
Słyszałem na szkoleniach różne liczby. Najbardziej w pamięci mi zapadło, gdy raz pewien prelegent powiedział, że:
- 20% jego decyzji to porażki – rynek zachowuje się dokładnie przeciwnie niż przewidywał
- 30% to decyzje błędne – rynek przez pewien czas się waha, by w końcu zachować się inaczej niż przewidywał
- 20% to strata czasu – rynek waha się tak, że ani się nie zarabia, ani nie traci (pieniędzy – bo czas owszem)
- 20% to niewielkie sukcesy – rynek z początku zachowuje się tak, jak inwestor chciał, ale zdecydowanie w mniejszym stopniu
- 10% to sukcesy – rynek zachowuje się zgodnie z oczekiwaniami lub lepiej.
Nie pamiętam kto dokładnie to powiedział, ale to były szczere i prawdziwe słowa, pod którymi się podpisuję. Taka właśnie jest skuteczność najlepszych inwestorów. Dlaczego więc są najlepsi? Bo stosują strategie, które uwzględniają fakt, że człowiek się często myli, a jednocześnie pozwalają zarabiać.
Naukowcy zajmujący się finansami behawioralnymi, z przejęciem przyglądają się inwestorom, którzy strzelają sobie w stopę, próbując wygrać z rynkiem.
Dane, które można znaleźć w opracowaniach naukowych są dosyć jasne. Widać, że inwestorzy nie zawsze są skuteczni. Poniżej możesz zobaczyć wykres porównujący przepływy pieniędzy w funduszach inwestycyjnych w stosunku do wyników indeksu Standard & Poor’s 500.
źródło: Wealthfront.com
Zwróć uwagę, że gdy ceny akcji są wysokie, pieniądze zwykle wpływają do funduszy inwestycyjnych. Natomiast, gdy ceny są niskie, inwestorzy dokonują wypłat środków. To jest jasny przekaz, że inwestorzy kierują się przede wszystkim wskaźnikami rentowności.
Najwięcej pieniędzy inwestorzy zainwestowali w pierwszym kwartale 2000 r. W samym szczycie bańki internetowej! Gdy ceny zaczęły spadać, inwestorzy przestawali kupować kolejne jednostki. A gdy ceny dotarły do samego dna (w czwartym kwartale 2002 r), zaczęli masowo je wypłacać. I wtedy właśnie, ceny ruszyły znowu w górę.
Jeszcze ciekawszy jest trzeci kwartał 2008 roku. Gdy ceny większości akcji były rekordowo niskie (podczas kryzysu finansowego), inwestorzy sprzedali bezprecedensowe ilości jednostek uczestnictwa.
Dwa wnioski
Po pierwsze, emocje prowadzą nas do sprzedaży na dnie i kupowania na szczytach. Po drugie, kiedy inwestorzy starają się okiełznać rynek, znacznie częściej kupują i sprzedają w najgorszych możliwych momentach.
W trakcie sporej ilości badań naukowych próbowano zmierzyć koszt złych decyzji dotyczących momentu wejścia lub wyjścia z inwestycji. Rzadko to się badaczom zdarza, ale wnioski są dosyć zgodne. Inwestorzy próbujący „szukać” najlepszych momentów, osiągają gorsze wyniki niż ci, którzy kupują i trzymają papier.
Dalbar Associates przeprowadził badania dotyczące luki behawioralnej. Może ona wynosić nawet od 5 do 6 punktów procentowych rocznie w ciągu ostatnich 20 lat. Inne badania oszacowały nieco mniejsze luki. Niemniej jednak, badacze zgadzają się, że „szukanie momentu” jest niezwykle kosztowne.
Inwestor jest swoim największym wrogiem: kupuje drogo i sprzedaje tanio
Gdy inwestor stara się przewidzieć w którym momencie znajdzie się “górka” lub “dołek”, zazwyczaj kupuje lub sprzedaje w najgorszym możliwym momencie. Inwestor jest bowiem człowiekiem i nie może magicznym przyciskiem wyłączyć emocji. Gdy zewsząd atakuje go pesymizm, sam w końcu mu ulega. Podobnie, gdy media, znajomi i wszyscy wokół mówią tylko o tym, ile teraz można zarobić (a trwa hossa), popada w (hura)optymistyczny nastrój.
Badania naukowców zajmujących się finansami behawioralnymi trwają. Jedni próbują to tłumaczyć poprzez kryzys wiary w najgorszym momencie: gdy rynek jest na dnie, człowiek się załamuje i przestaje się „oszukiwać”. Inni szukają wytłumaczenia w zachowaniu stadnym: czujemy się bezpieczni gdy idziemy tam, gdzie idą wszyscy. Jeżeli wszyscy kupują, instynkt każe kupować. Jeżeli wszyscy sprzedają, instynkt każe sprzedawać.
Prawda jest pośrodku.
Człowiek chce zarabiać. Gdy widzi, że inni zarabiają – kupuje te same akcje. Przy okazji – przeciętny człowiek uważa, że jest lepszy od innych, dlatego mocno wierzy w swoje możliwości. Gdy ceny akcji zaczynają spadać, ten człowiek nie wierzy, że to koniec hossy. Zaczyna sobie tłumaczyć, że to tylko korekta i wkrótce wrócą wzrosty. Ale ceny nie wzrastają.
Gdy traci nadzieję, zrezygnowany sprzedaje akcje. Gdy wszyscy niedoświadczeni inwestorzy sprzedadzą wszystkie swoje akcje, podaż spada. Zgodnie z prawem rynku, w tym momencie ceny zaczynają rosnąć. W ten sposób okazuje się, że Inwestor kupił akcje wówczas, gdy były najdroższe, a sprzedał, gdy były najtańsze. Tak inwestor staje się swoim największym wrogiem.